Pęcherz nadreaktywny odbiera chęć do życia

Pęcherz nadreaktywny objawia się częstymi, naglącymi, trudnymi do opanowania parciami na pęcherz, co wpływa negatywnie nie tylko na zdrowie pacjenta, ale również na jego psychikę. Wiele osób boryka się z zaburzeniami emocjonalnymi czy depresją.

Niektórzy rezygnują z życia zawodowego, towarzyskiego, wszelkiej aktywności fizycznej, unikają kontaktów ze znajomymi, a nawet rodziną.

Problem dotyka nie tylko kobiet. U mężczyzn nadreaktywny pęcherz, czyli OAB (z angielskiego over-active bladder), może towarzyszyć rozrostowi prostaty i zaburzeniom erekcji.

– Problem jest ogromny, bo dotyczy mniej więcej tylu osób, ile choruje w Polsce na cukrzycę – mówi prof. Tomasz Rechberger z Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego. – Najczęściej OAB dotyka seniorów. Wystarczy wejść do jakiejkolwiek placówki opiekuńczej, by się o tym przekonać – od razu uderza ten specyficzny zapach. To nie jest choroba, która jak rak zabija, ale może zrujnować życie: pozbawić pracy, wpędzić w depresję.

W całym zachodnim świecie pęcherz nadreaktywny skutecznie leczy się tabletkami. W Polsce zarejestrowane są ich dwa rodzaje. Tolterodyna blokująca skurcze wywołujące parcia i nowocześniejsza, zawierająca substancję czynną o nazwie mirabegron, która zmniejsza napięcie mięśnia wypieracza pęcherza moczowego. Z nowocześniejszymi lekami jest jednak problem. Mimo zabiegów pacjentów od lat nie trafiają na listę leków refundowanych. Są dostępne na receptę, ale drogie. Ostatnio opakowanie z 30 tabletkami kosztowało 223 zł 60 groszy. Dla wielu emerytów, którzy muszą wykupić inne recepty, to suma niewyobrażalna.

Pacjentom udało się doprowadzić do tego, że prezes Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji podpisał rekomendację, w której zaleca Ministerstwu Zdrowia objęcie mirabegronu refundacją w zespole pęcherza nadreaktywnego. AOTMiT sugerowało, by pacjent realizujący receptę płacił 30 proc. wartości leku. Właśnie minęła trzecia rocznica od wydania rekomendacji, a decyzji ministerstwa wciąż nie było. UroConti postanowiło sprawdzić, co się dzieje.

Minister zdrowia podjął negatywną decyzję administracyjną w sprawie objęcia refundacją mirabegronu, a to oznacza, pacjentom, którzy nie mogą już być leczeni lekami antymuskarynowymi, odbiera się szansę na leczenie lekiem o całkowicie innym mechanizmie działania. Stowarzyszenie Osób z NTM UroConti wykonuje bardzo ciężką pracę, by namówić osoby cierpiące z powodu pęcherza nadreaktywnego do przełamania poczucia wstydu i pójścia do lekarza, a kiedy to się już udaje, pacjenci wracają z gabinetów lekarskich z receptą na stary lek charakteryzujący się dużym wachlarzem skutków ubocznych. Dlaczego lekarze go wypisują? Bo jest refundowany, więc najtańszy. Polscy pacjenci są gorsi niż pacjenci w Grecji, na Słowacji czy w Bułgarii, którzy mają w refundacji wybór wielu preparatów.

W 2017 roku stowarzyszenie UroConti opublikowało raport pod tytułem „Pacjent z NTM w systemie opieki zdrowotnej”. Czytamy w nim, że „zespół pęcherza nadreaktywnego może być wynikiem wielu procesów patologicznych”. Z tego względu należy dokonywać indywidualnego doboru stosowanych leków dla potrzeb poszczególnych pacjentów. Autorzy raportu zwracają uwagę na to, że w polskim systemie refundacyjnym brakuje „preparatów farmakologicznych nowszej generacji jak mirabegron”. Cierpią na tym głównie pacjenci, u których nie nastąpiła pożądana reakcja na leki antycholinergiczne lub którzy zrezygnowali z farmakoterapii ze względu na zbyt dużą uciążliwość skutków ubocznych.

Źródło: www.wyborcza.pl

Pin It on Pinterest