Najpierw jest ustalanie trasy, szlakiem toalet. W torbie koniecznie trzeba mieć wkładkę absorbcyjną i drobniaki, na wypadek, gdyby trzeba było szybko zapłacić za toaletę.
Parę godzin wcześniej trzeba też pamiętać o ograniczeniu napojów, a przede wszystkim kawy i herbaty. Tak wygląda każde wyjście wyście Pani Marii Szramskiej i pewnie wielu milionów Polaków.
Prof. Tomasz Rechberger, założyciel Sekcji Uroginekologicznej Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego mówi, że problem dotyczy blisko 3 mln Polaków. To mniej więcej tyle, ile choruje na cukrzycę – podsumowuje profesor.
Pani Maria jest zła, bo wie, że mogłaby się skutecznie leczyć. Od kilku aktywnie działa w poznańskim oddziale Stowarzyszeniu Osób z NTM (nietrzymanie moczu) UroConti i wie, że na pęcherz nadreaktywny skutecznie leczy się tabletkami. W Polsce zarejestrowane są tylko dwa rodzaje. Tolterodyna blokująca skurcze wywołujące parcia i nowocześniejsza solifenacyna zmniejszająca napięcie mięśnia wypieracza pęcherza moczowego. Jednak, by je dostać trzeba przejść przez torturę badania urodynamicznego, na które pani Maria się nie chce zgodzić.
W badaniu urodynamicznym chodzi o to, żeby sprawdzić, czy i kiedy dojdzie do skurczów pęcherza i jak są silne. Eksperci jednak twierdzą, że nie trzeba go robić, by rozpoznać zespół pęcherza nadreaktywnego. Wystarczy wywiad z pacjentem i dzienniczek mikcji.
Pani Maria wierzy, że doczeka chwili, kiedy lekarz bez straszenia jej urodynamiką wypisze jej receptę na solifenacynę. I o to walczy. W zeszłym tygodniu była z UroConti na Dialogu dla Zdrowia w ministerstwie. Wreszcie pojawiła się nadzieja, że będę mogła się leczyć – mówi.
Nadzieję daje dokument z początku lutego. Wojciech Matusewicz, prezes Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, podpisał rekomendację, w której zaleca Ministerstwu Zdrowia objęcie solifenacyny refundacją w zespole pęcherza nadreaktywnego bez konieczności badania urodynamicznego. AOTMiT sugeruje, by pacjent realizujący receptę płacił 30 proc. wartości leku. Dziś opakowanie pełnopłatnego preparatu kosztuje 120 zł.
– Walczymy o to od 2011 roku, bo wtedy solifenacyna została umieszczona na liście leków refundowanych. Niestety, w taki sposób, że bez badania urodynamicznego nie można wystawić recepty – mówi Tomasz Michałek z World Federation of Incontinent Patients (WFIP), której członkiem założycielem jest stowarzyszenie UroConti. – Nie znam innego państwa na świecie, które wprowadziłoby taki wymóg. Dlatego przez pięć lat próbowaliśmy z UroConti wyjaśnić tę sprawę. Michałek zaczął od ministerstwa. Zadał pytanie, kto wnioskował o ten zapis. Z enigmatycznej odpowiedzi wynikało, że konsultanci medyczni. UroConti przepytało więc wszystkich ekspertów, konsultantów krajowych ds. urologii, ginekologii i położnictwa oraz prezesa Polskiego Towarzystwa Urologicznego, firmy farmaceutyczne, wnioskujące o refundację leków. Nikt się jednak nie przyznał. Po pięciu latach Tomasz Michałek uważa, że zapis powstał w ministerstwie po to, by ograniczyć dostęp do leku i zmniejszyć wydatki na jego refundację. – Jedynym sposobem na rozwiązanie problemu było przekonanie któregoś z producentów tolterodyny lub solifenacyny, by złożył nowy wniosek o objęcie leku refundacją i ustalenie urzędowej ceny zbytu leku – mówi Michałek. – UroConti przekonało jednego z producentów, by przygotował wniosek refundacyjny, co nie jest łatwe, bo procedura jest niezwykle kosztowna.
Ale jest pozytywna rekomendacja AOTMiT. Badanie urodynamiczne było niepotrzebne. W ciągu kilku tygodni, MZ musi się tylko ustosunkować do dokumentu Agencji. Pozytywna rekomendacja nie jest jednak gwarancją, że decyzja będzie korzystna dla pacjentów. Ministerstwo podejmie ją po negocjacjach z producentem. Strony muszą dogadać się co do ceny leku.
Źródło: wyborcza.pl