Nie ma powodów do świętowania

Dzień Kobiet kojarzy się większości pań z początkiem wiosny, radosnym świętowaniem i niecodzienną życzliwością płci przeciwnej. Jednak pacjentki z nietrzymaniem moczu, członkinie Stowarzyszenia Osób z NTM „UroConti”, nie mają czego świętować. Zamiast przysłowiowego goździka czy pary rajstop wolałyby, żeby ktoś wreszcie ich wysłuchał i zmienił trudną sytuację. Niestety, nic nie wskazuje, żeby tak się stało.

Dyskryminacja płciowa

Ponad półtora roku temu Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji wydała pozytywną rekomendację dotyczącą zakwalifikowania neuromodulacji krzyżowej jako świadczenia gwarantowanego, w zakresie leczenia szpitalnego nadreaktywności pęcherza moczowego oraz niedoczynności mięśnia wypieracza. Od tego czasu polskie pacjentki bezskutecznie czekają na decyzję Ministerstwa Zdrowia w tej sprawie. Niestety jedyne, co słyszą od ponad roku, to że „trwają prace analityczne i koncepcyjne w zakresie włączenia neuromodulacji do wykazu świadczeń”.

Sytuacja jest o tyle dziwna, że mężczyznom, dla których porównywalnym zabiegiem jest wszczepienie oraz wymiana hydraulicznego zwieracza cewki moczowej (AUS), Narodowy Fundusz Zdrowia  w całości refunduje leczenie z budżetu państwa od 10 lat – mówi Anna Sarbak, Prezes Stowarzyszenia Osób z NTM UroConti.

Upokarzające badanie

Niewiele lepiej wygląda sytuacja pacjentek leczonych farmakologicznie. W Polsce refundowane są (i to z 30-procentową dopłatą pacjenta), jedynie dwa leki, podczas gdy na świecie zazwyczaj jest to 6-8 różnych substancji medycznych. Dodatkowo refundacja uzależniona jest od niekomfortowego, niepotrzebnego i sprzecznego z wiedzą medyczną badania urodynamicznego, przeciwko któremu od lat protestuje całe środowisko pacjenckie, lekarze i towarzystwa naukowe. W drugiej linii leczenia – refundacji nie ma wcale.

W żadnym znanym nam kraju na świecie nie ma obowiązku potwierdzania diagnozy OAB badaniem urodynamicznym – mówi Prezes Sarbak. – Światowe autorytety wielokrotnie podkreślały niezasadność jego wykonywania w tym schorzeniu. To jednak nie robiło żadnego wrażenia na ministerstwie, więc wiele pacjentek rezygnuje z wykonywania tego okropnego badania i albo nie leczy się wcale albo płaci za leki z własnej kieszeni.

Limitowane poczucie higieny

Refundację środków absorpcyjnych w Polsce reguluje rozporządzenie Ministra Zdrowia z  grudnia 2013 roku w sprawie wykazu wyrobów medycznych wydawanych na zlecenie. Warunki uprawniające do nabycia refundowanych środków absorpcyjnych wykluczają jednak wiele pacjentek cierpiących na nietrzymanie moczu. Obecnie nie jest ono wystarczającym kryterium do otrzymania refundacji, tak jak to ma miejsce w innych krajach Unii Europejskiej.

Limity cenowe i ilościowe dotyczące środków absorpcyjnych nie zmieniły się od 1999 roku – mówi Anna Sarbak. – Polskim pacjentkom przysługuje 60 pieluchomajtek w miesiącu, czyli dwie dziennie! Przecież to nieludzkie.

Niepokój pani prezes budzi również wypowiedź ministra Krzysztofa Łandy z ubiegłego tygodnia, w której zapowiedział zmiany dotyczące zasad refundacji środków absorpcyjnych.

– To co można przeczytać w mediach coraz bardziej nas niepokoi. Wypowiedź ministra Łandy o tym, jakoby NFZ przepłacał za pieluchomajtki, jest dla nas niezrozumiała. Przecież limit NFZ na te produkty wynosi jedynie 90 zł za 60 szt., czyli 1,5 zł za sztukę. Gdy odejmiemy od tego 30%, które płaci pacjent, można łatwo obliczyć, że NFZ dopłaca nie więcej niż 1,05 zł za sztukę. Tak wygląda to na papierze. Wiele z naszych członkiń nie kwalifikuje się do refundacji, bo ma tylko nietrzymanie moczu. Kupujemy więc środki absorpcyjne na wolnym rynku, gdzie ceny wynoszą powyżej 2 zł za sztukę. Zapowiedź dalszego obniżania i tak zbyt niskich limitów skończy się tym, że w refundacji będziemy mieli jedynie wyroby pieluchopodobne. – wylicza pani prezes. – Tak naprawdę nie znamy zamierzeń nowego kierownictwa Ministerstwa Zdrowia. Pomimo kilkukrotnych próśb o spotkanie ani minister Radziwiłł ani minister Łanda nie znaleźli dla nas czasu – konkluduje Anna Sarbak.

Nie – dla ćwiczeń i profilaktyki

Bardzo dużą rolę w leczeniu schorzeń związanych z nietrzymaniem moczu odgrywa fizjoterapia. Postępowanie terapeutyczne łączące gimnastykę rehabilitacyjną z inną, właściwą dla każdej pacjentki formą terapii, przynosi pozytywne rezultaty i jest ważnym elementem wspomagającym leczenie. Niestety obecnie w Polsce żadna forma leczenia wchodząca w zakres fizykoterapii pęcherza nadreaktywnego nie jest refundowana z budżetu państwa. Polski system nie zapewnia także pacjentkom możliwości skorzystania z refundowanego leczenia zachowawczego w postaci fizykoterapii, która jest szczególnie istotna w profilaktyce zespołu pęcherza nadreaktywnego.

Polskie pacjentki chcąc skorzystać z treningu mięśni dna miednicy (ćwiczenia Kegla), metody biofeedback czy elektrycznej stymulacji mięśni muszą pokryć koszt ćwiczeń z własnej kieszeni – mówi Anna Sarbak. – Tymczasem tuż za naszą południową granicą, na Słowacji, fizjoterapia w leczeniu chorób pęcherza jest świadczeniem refundowanym! Znowu okazuje się, że polskie kobiety są gorsze od innych.

Braki w edukacji

Nietrzymanie moczu to także problem młodych matek. Zazwyczaj nikt wcześniej nie mówi młodym kobietom o takim zagrożeniu, w konsekwencji czego na początku nie wiedzą, jak radzić sobie z tym schorzeniem. W innych krajach Unii Europejskiej nietrzymanie moczu jest tematem obowiązkowym podczas szkoły rodzenia. To właśnie położna powinna edukować kobietę zarówno w trakcie ciąży, jak i po urodzeniu dziecka w zakresie dysfunkcji związanych z trzymaniem moczu. Niestety, w Polsce nadal mamy wiele do nadrobienia.

Pin It on Pinterest